Liczba obrazków: 24
Data utworzenia : sobota, 18 marca 2006
|
Krótko po wystartowaniu z lotniska Ławica w Poznaniu. Samolot obiera kierunek Monachium
|
|
Zaczęło zmierzchać. Ziemia z góry wygląda
niesamowicie: ta ciemna plamka z jasnymi światełkami to całkiem spore
miasteczko. Muszę przyznać, że bardzo się bałem lotu (naoglądałem się
filmów o katastrofach lotniczych w cyklu dokumentalnym na kanale
National Geografic). Ale start i lot samolotem - było dla mnie takim
cudownym przeżyciem, że - będąc już w górze - pomyślałem sobie:
nawet gdyby nie było nam dane szczęśliwie wylądować, to i tak było
warto polecieć
|
|
Gdzieś nad chmurami, krótko po zachodzie słońca
|
|
Zbliżamy się do Monachium. Już to pisałem, ale
powtórzę: miasta z góry wyglądają niesamowicie: jak
jakieś potoki lawy czy bursztynowe pajęczyny (oświetlone drogi) z
jaśniejącymi kropelkami rosy (punktami latarni). Niestety, nie udało mi
się zrobić zdjęcia, które by dobrze ilustrowało ten opis. Na
usprawiedliwienie powiem, że zrobienie takiego zdjęcia wymagałoby
dłuższego czasu naświetlania, a samolot, którym leciałem, jakoś
nie chciał się nawet na moment zatrzymać, abym mógł zrobić
nieporuszone zdjęcie :-)
|
|
Nazajutrz. Krótko przed odlotem. Czekając na swój samolot, podziwiałem inne
|
|
Typowy, duży, europejski port lotniczy. Na zdjęciu: jedna z
wielu takich poczekalni, z których wchodzi się specjalnymi
ruchomymi rękawami wprost do samolotów
|
|
O właśnie idę takim rękawem do Boeinga 737 w barwach niemieckiej Lufthansy
|
|
Tym samolotem za chwilę będę leciał (ta chwila okazała się nieco później dwiema godzinami)
|
|
Dostałem miejsce przy oknie, akurat przy jednym z dwu silników odrzutowych tego samolotu,
pozwalających mu wystartować na odcinku niecałych 2 km z prędkością 230
km/h i rozpędzić się potem do przeciętnej prędkości przelotowej 800-900
km/h (dane ze strony
http://www.bredow-web.de/Berlin_Tegel/Boeing_737-300_Lufthansa/boeing_737-300_lufthansa.html).
Tak mi zaimponował transport lotniczy, że kilka dni po powrocie kupiłem
sobie "Skrzydlatą Polskę", w której przeczytałem, że w lutym
Boeing wyprodukował pięciotysięczny egzemplarz B737 oraz - że ten
samolot został wpisany do Księgi Rekordów Guinnessa jako samolot
wyprodukowany w największej liczbie egzemplarzy w historii lotnictwa
komunikacyjnego - w efekcie czego, statystycznie rzecz biorąc, w
chwili, kiedy czytacie ten tekst, w powietrzu znajduje się około 1250
tych maszyn, a co 4.6 sekundy jeden z B737 startuje bądź ląduje
|
|
Fakt, że mieliśmy już 8. marca, nie przeszkodził śnieżycy
rozszaleć się w południowo-środkowych Niemczech - to był powód,
dla którego start do Monachium opóźnił się o prawie dwie
godziny. Po prostu nie mielibyśmy gdzie wylądować (monachijskie
lotnisko było zamknięte przez kilka godzin). Wystartowaliśmy dopiero
wtedy, gdy załoga samolotu otrzymała informację, że Monachium ponownie
zaczęło przyjmować samoloty. Mimo tego - kapitan zdecydował, że na
wszelki wypadek jeszcze dotankuje trochę paliwa - to po to, byśmy mogli
poczekać w powietrzu lub polecieć gdzie indziej, gdyby się okazało po
przylocie do Monachium, że zima znów zaatakowała
|
|
Chwilę po starcie samolot, cały czas się ostro wznosząc,
zatoczył łuk - tak że mogliśmy podziwiać z góry miejsce, z
którego przed chwilą wystartowaliśmy
|
|
Kapitan pocieszał, iż samoloty startujące z Monachium mają
podobnie duże opóźnienie, jak my. Ale akurat samolot do Poznania
odleciał dosyć punktualnie (jak potem sprawdziłem na aktualnym
rozkładzie jazdy - jako jeden z nielicznych tego wieczoru). Efekt:
odleciał beze mnie i mojego bagażu :-(. Udałem się więc do punktu
informacyjnego Lufthansy, aby po odczekaniu w solidnej kolejce zapytać,
co mam teraz ze sobą począć. Pracownik Lufthansy szybko stwierdził, że
następny samolot do Poznania odlatuje rano, po czym zarezerwował mi na
koszt linii elegancki hotel (HollidayInn) w centrum Monachium i wręczył
kwitek, umożliwiający mi bezpłatny przejazd taksówką do i z
hotelu. Na zdjęciu: siedzę sobie właśnie w tym hotelu (niestety,
sam - zdjęcie zrobił mi samowyzwalacz)
|
|
Rzeczywiście sporo było śniegu na ulicach, jakkolwiek rano padał już deszcz, nie śnieg
|
|
Samolot do Poznania nie stał przy rękawie - trzeba było
podjechać do niego podstawionym autobusem (zdjęcie zostało zrobione z
tego autobusu tuż przed odjazdem)
|
|
Oto ten samolot: ATR 42 (więcej o nim można przeczytać w Wikipedii: http://pl.wikipedia.org/wiki/ATR_42)
|
|
Ta nieplanowana zmiana podróży (spóźnienie się
na samolot, powrót 12 godzin później) miała swoją dobrą
stronę: miałem okazję zobaczyć, jak się leci w dzień. A leci się
równie cudownie, jak wieczorem, jakkolwiek wrażenia są zupełnie
inne. Nie ma tych - jako się rzekło - bursztynowych pajęczyn w
dole, za to jest błękitne niebo, cudne słońce (mimo że na ziemi lało jak z cebra) i morze ślicznych białych chmur poniżej
|
|
Silnik naszego ATR 42, podobnie jak jego bliźniak z drugiej strony, sprawował się bez zarzutu
|
|
Niesamowite. Lecieliśmy, zawieszeni między chmurami: pod
nami ciężkie chmury deszczowe, a wysoko, wysoko(!) nad nami zwiewne
chmurki, jakie czasem się widuje w lecie
|
|
Podchodzimy do lądowania w Poznaniu. Zdjęcie zostało zrobione chwilę po przebiciu się przez dolną warstwę chmur
|
|
Na tym lotnisku za parę minut będziemy lądować
|
|
Lecimy już wprost na pas do lądowania
|
|
Tuż przed dotknięciem pasa lotniska na Ławicy
|
|
Chwilę po wylądowaniu. Spokój i
profesjonalizm obsługi samolotów, niesamowita ilość
samolotów startujących i lądujących (w takim na przykład
Monachium) - przekonały mnie, że chyba rację mają statystyki,
kiedy mówią, że moja podróż samochodem z Ławicy do domu
będzie bardziej niebezpieczna, niż te loty, które właśnie miałem
za sobą. A jednak - kiedy zatrzymaliśmy się na ziemi, poczułem pewną
ulgę :-)
|
|
I jeszcze rzut oka na główny hol lotniska na Ławicy.
Maleńkie jest to lotnisko (w porównaniu z takim Monachium), ale
ma swój urok
Opracowanie i zdjęcia: K. Przewoski |